piątek, 30 marca 2012

Jak budować wspólnotę i jak w niej wzrastać?


- Katechezy z nauczania we "Wspólnocie Jezusa Miłosiernego" z Płocka
Ks. Sławomir Wądołek, Ewa Kujawa, Zbigniew Lityński, Irena Pernej, Barbara Pajor 
                                                      

Kiedy czujemy się samotni, zmęczeni, smutni, słabi - często szukamy wspólnoty, która wydaje się cudownym miejscem serdecznego przyjęcia. Z innego punktu widzenia wydać by się mogło, że to miejsce straszne, ponieważ ujawniają się w nim moje ograniczenia, mój egoizm. Przebywając ciągle z innymi, odkrywamy swoją nędzę, własne słabości, niezdolność do porozumiewania się z innymi ludźmi, zamęt w sferze uczuciowej, różne zachowania, pragnienia, frustracje, zazdrości, nienawiści, może nawet chęć niszczenia. Dopóki byliśmy sami, mogliśmy wierzyć, że wszystkich kochamy. Teraz, będąc z innymi, zdajemy sobie sprawę, jak bardzo jesteśmy niezdolni do miłości. Życie we wspólnocie jest bardzo przykrym ujawnieniem ograniczeń, słabości - często nieoczekiwanym ujawnieniem ukrytych w nas "potworków". I teraz jaka jest nasza postawa? Czy bardzo szybko staramy się te "potwory" odsunąć, uleczyć czy, przeciwnie, zaprzeczyć ich istnieniu? Można uciec od życia we wspólnocie i od kontaktów z innymi albo też oskarżać innych o mieszkające w nich "potwory".



Prawidłową postawą jest przyjęcie rzeczywistości, pogodzenie się z prawdą, że te "potwory" się w nas znajdują, wtedy dopiero możemy pozwolić im wyjść na wierzch i je ujarzmić. Na tym polega nasze wzrastanie ku wyzwoleniu i wspólnota staje się tym miejscem, gdzie to się może dokonać.

Takie przeżywanie, akceptacja siebie i innych bez skrępowania, lęku pogłębia wzajemne zaufanie do wszystkich osób we wspólnocie. I to straszne miejsce staje się miejscem życia i wzrostu. Nie ma nic piękniejszego, niż wspólnota, gdzie ludzie zaczynają się rzeczywiście kochać i wzajemnie sobie ufać. "O jak dobrze i jak miło, gdy bracia mieszkają razem: jest to tak wyborny olejek na głowie, który spływa na brodę, na brodę Aarona" (Ps 133, 1-2).

Życie we wspólnocie jest miejscem, gdzie odkrywamy nasze rany, uczymy się je przyjmować i wyrażamy na nie zgodę. Są to być może początki odrodzenia. Nasze narodziny zaczynają się od tej rany. 

Często wyrażamy się "moja wspólnota"

W tej chwili tworzymy małą wspólnotę osób, które są ze sobą w bliskich relacjach. Ale jest większa wspólnota, czyli ta, która nas otacza i dla której tu jesteśmy. Tą wspólnotą są ci, z którymi jesteśmy złączeni swoim ciałem poprzez nasze człowieczeństwo, tak jak i oni są złączeni z nami. Czy będę daleko, czy blisko - mój brat, maja siostra wewnętrznie pozostaną ze mną związani. Jesteśmy stworzeni jedni dla drugich, "ulepieni z tej samej gliny". Stanowimy członki jednego ciała.

Została nam powierzona troska o innych. Oznacza to, że nasi bracia należą do nas, a my do nich. W ten sposób wytwarza się w nas poczucie przynależności. Nie mogę być siostrą wszystkich ludzi, jeżeli najpierw nie pokocham osób ze wspólnoty. W ten sposób posuwając się osobiście ku wewnętrznej jedności, stajemy się coraz bardziej otwarci na braci z zewnątrz.

Na pewno każda wspólnota musi sobie ustalić jakiś plan. Zwróćmy uwagę - jeżeli ludzie decydują się żyć razem bez określenia celów i jasnego ustalenia motywów wspólnego życia, bardzo szybko powstają konflikty i związek się rozpada. Napięcia we wspólnocie pochodzą stąd, że poszczególne osoby mają bardzo różne oczekiwania i je przemilczają. Podobnie w małżeństwie - nie wystarczy jedynie wola życia razem, należy wiedzieć, czego się chce wspólnie dokonać i do czego chce się dążyć. Konieczne jest wypracowanie przez każdą wspólnotę jakiegoś projektu, który będzie określał, dlaczego jest się razem i czego oczekuje się od każdego z członków. Im bardziej autentycznie i twórczo będziemy poszukiwać istotnych wartości, tym skuteczniej będziemy pokonywać swoje słabości i dążyć do zjednoczenia się. Jeżeli natomiast będziemy stawać się coraz bardziej "letni", wtedy odczujemy brak jedności, stworzymy większą możliwość pojawienia się napięć. Przestaniemy wtedy mówić o tym, jak odpowiedzieć na wezwanie Boga, a zaczniemy zwracać uwagę na siebie i nasze problemy.

Wspólnota stanie się naprawdę jednolita, kiedy wszyscy będziemy mieć wyczucie pilnych potrzeb. Nasze życie będzie w pełni wspólnotowe, gdy uświadomimy sobie, że nie jesteśmy tu dla siebie ani dla własnego małego uświęcenia, ale po to, aby przyjąć dar Boży i aby Bóg mógł zaspokoić spragnione serca. Wspólnota powinna być światłem w świecie ciemności. Nie wolno być "letnim". Tylko wtedy możemy być wspólnotą, jeżeli większość z osób będących w grupie przejdzie od postawy "wspólnota dla mnie" do "ja dla wspólnoty", tzn. gdy nasze serca otworzą się na każdego z jej członków, nie wyłączając nikogo. Jest to przejście od egoizmu do miłości, do krainy wewnętrznej wolności.

Wspólnota jest miejscem, gdzie każdy albo większość wydostaje się z mroków egocentryzmu do świata prawdziwej miłości. Nie pragnąc niczego dla niewłaściwego współzawodnictwa ani dla próżnej chwały, lecz w pokorze oceniając jedni drugich za wyżej stojących od siebie. Niech każdy ma na oku nie tylko swoje własne sprawy, ale też i drugich (Flp 2, 3-4).