wtorek, 2 lutego 2010

Już niedługo do kupienia u nas...

HISTORIA BATONIKÓW ORZECHOWYCH

Lee Whinston uklęknął przy ołtarzu w swoim kościele. Modlił się w duchu, pytając Pana, w jaki sposób bardziej jeszcze mógłby poświęcić Mu swe życie.

Zadziwiające, jak trudno było Lionowi wyznać swą zbrodnię nastoletnim synom i dziesięcioletniej córce! Jednak gdy starał się wyjąkać tę dziwną spowiedź, pocieszał się, że pewnie zaraz któreś z nich przyjdzie mu na pomoc i powie: „W porządku, Tato, pracujesz ciężko i masz prawo do takich przywilejów.”
Ale nikt się nie odezwał.

W ciszy, która zapadła, Lee czuł się jak potępiony skazaniec, który czeka na głoszenie wyroku przez sędziego. Nic więcej nie zostało powiedziane. Kiedy dzieci wyszły, a jego żona była w kuchni, Lee pomyślał sobie: Już po wszystkim.
Ale tak nie było.

Kilka dni później Lee i jego żona korzystali z chwili wieczornej ciszy by nadrobić zaległości w czytaniu. Nagle ciszę przerwało szlochanie dochodzące z sypialni.
„To Ruth,” powiedziała Irma.

Wchodząc do pokoju córeczki, Irma zobaczyła Ruth, jak z głową wtuloną w poduszkę starała się stłumić płacz.
Podniosła ją i zaprowadziła do pokoju, sadzając na kolanach Lee. Po policzkach płynęły jej łzy, a buzia była spuchnięta od płaczu.

„Ruthie, co się stało?” zapytał Lee.
„Jestem złodziejem,” powiedziała pociągając nosem.
„Jakim złodziejem?” zapytał zdumiony Lee.
„Co takiego wzięłaś”.
„Ciasto.”

Żona Lee uniosła ze zdziwieniem brwi i potrząsnęła głową. Lee chciał dowiedzieć się czegoś więcej. „O jakim cieście mówisz”.
„O czekoladowym cieście!” – znów popłynęły łzy.
„O czekoladowym cieście!” Nagle wszystko stało się jasne.

Siedem miesięcy wcześniej, pewnego sobotniego ranka, żona Lee upiekła trzy-warstwowe czekoladowe ciasto, polukrowała je i wstawiła na talerzu do lodówki. Kiedy wieczorem przygotowywała kolację, okazało się, że ciasto razem z talerzem zniknęło bez śladu.

„Nie patrz tak na mnie, mamo,” powiedział 16-letni Lionek. „Nawet nie wiedziałem, że zrobiłaś ciasto.”
Jego brat Bili zaprzeczył równie stanowczo. „Pewnie, miałem ochotę na kawałek, ale wziąłem tylko trochę lukru, to wszystko. Myślałem, że upiekłaś je na wieczorek w kościele, albo coś takiego.”

Twierdzenie Ruth o niewinności było najbardziej przekonujące ze wszystkich. „Mamo, wiem, że uczysz nas, żebyśmy byli dobrzy jak Jezus, więc nawet nie dotykałam ciasta.”

Rodzice stwierdzili więc, że musiała to być kolejna szkoda, jaką wyrządził im mały Markham, „zaraza” z drugiej strony ulicy, zabierał już różne rzeczy z łąki i Whinstonowie raz nawet złapali go na gorącym uczynku. Ale żeby do tego doszło, że wszedł prosto do domu i otworzył lodówkę? Och, przyjrzą mu się uważnie jak tylko go zobaczą! I oczywiście byli dumni ze swoich „trzech małych aniołków.”

A teraz, siedem miesięcy później mała Ruth szlochała opowiadając swoją historię.
„Ruthie, co się stało?” zapytał Lee, nie mogąc odgadnąć tajemnicy.

„Chciałam urządzić przyjęcie dla moich przyjaciół,” powiedziała wśród łez, „więc wzięłam ciasto i butelkę napoju imbirowego z lodówki. Zjedliśmy tyle, ile tylko mogliśmy. Resztę schowałam pod łóżkiem i jadłam po kawałku co noc, aż nic nie zostało. Potem potłukłam talerz, żeby nic się nie wydało.”

Nowe łzy popłynęły z jej oczu i Ruth powiedziała z bólem serca, „Nie mogłam się przez to modlić. Przez cały czas chciałam ci o tym powiedzieć, ale bałam się, że już byś mnie nie kochał. Postanowiłam poczekać, aż skończę dwadzieścia jeden lat. Wtedy bym ci powiedziała i razem byśmy się z tego śmiali.

Patrząc na córkę Lee pomyślał, jak bardzo byli do siebie podobni. Dla niego także uczciwość była trudną i kosztowną sprawą, szczególnie jeśli chodziło o żonę. On także bał się, że ludzie przestaliby go kochać, gdyby odkryli jego słabości i błędy.

Lee pocałował Ruth w spuchnięte od płaczu powieki i nowa fala miłości do niej zalała jego serce. „Ja też podkradałem różne rzeczy kiedy byłem w twoim wieku,” powiedział. „Czasami nawet brałem pieniądze z torebki mojej mamy. Nawet teraz jest mi czasem trudno być uczciwym. Pamiętasz batoniki orzechowe?”
„Mhm,” powiedziała drżąc. „Kiedy powiedziałeś nam o tym, wiedziałam, że będę musiała powiedzieć ci o cieście.”

Lee i Ruth nie dzielił już wiek ani pozycja. Byli razem, nie jak sprawiedliwy ojciec i niegrzeczna mała dziewczynka, ale jak dwoje grzeszników, dwoje złodziei. I poprzez to wzajemne wyznanie i Boże przebaczenie, z tej wspólnoty grzeszników przeszli do wspólnoty świętych. Kiedy ją objął, Chrystus był pomiędzy nimi tak jak dwa tysiące lat temu pomiędzy dwoma grzesznikami na Kalwarii.

„Boże, czy uczynisz mnie osobą, którą powinienem być? Czy uczynisz mnie ojcem, mężem, mężczyzną, którym naprawdę chciałeś mnie mieć? Wejdź do środka, do moich myśli, do moich emocji, do każdej cząstki mnie samego.”

Naprawdę oddawał siebie Bogu, tak całkowicie, jak tylko to potrafił. Nagle błysnęła mu w głowie myśl: „A co z batonikami orzechowymi?”

Zaskoczony niestosownością myśli Lee powiedział, „Bądź poważny, Boże! Pytam Cię, jak mogę bardziej oddać Ci swoje życie. Co ma do tego odrobina słodyczy?” Ale Bóg wiedział, co mówi.

Było zwyczajem w rodzinie Whinstonów, że w sobotę wieczorem jedno z dzieci szło do cukierni, żeby kupić na weekend torebkę baloników orzechowych albo landrynek. Lee i jego żona Irma lubili słodycze nie mniej niż ich dzieci, ale, żeby nie było „za wiele szczęścia”, ustanowili zwyczaj ograniczania sobotniego zbytku.

Słodycze były dla wszystkich. Ceremonialnie układane na talerzu, krążyły od jednego członka rodziny do następnego. Zrozumiałe było, że nikt nie mógł ich brać bez pozwolenia. Często więc dzieci słyszały, jak ich tata mówił: „Kto weźmie kawałek po kryjomu, nie dostanie słodyczy przez miesiąc.”

Jednak Lee popadł w nałóg uważania siebie samego za kogoś „ponad prawem” jeśli chodziło o baloniki. Kiedy w piątek dzieci były już w łóżkach, często bywał w spiżarce i zaspokajał głód słodyczy jednym czy dwoma kawałkami „zakazanego owocu.” Oczywiście zdawał sobie sprawę, że nie było to w porządku wobec rodziny, ale uciszał sumienie myśląc: „Kto w końcu za nie płacił?” albo „Kto ustanowił zasadę?”, albo „Nikt nie potrzebuje tej dodatkowej porcji energii.”

Kiedy Lee wstał z klęczek, próbował myśleć o czymś innym, ale orzechowy batonik tak utknął mu w głowie, jak czasem między zębami. Zanim doszedł z powrotem do domu, wiedział już, że będzie musiał wyznać oszustwo. Postanowił zrobić to zaraz po kolacji.